Poczta
Strona główna
Kontakt
  • F1
  • F2
  • F3
  • F4
  • anna2
  • anna
  • manifestacja

Odwiedza nas 3 gości oraz 0 użytkowników.


Darmowy licznik odwiedzin

Wspomnienia o strajku w KWK "Anna"

Stan wojenny ogłoszono w nocy z soboty na niedzielę dnia 13 grudnia 1981 roku. W poniedziałek dnia 14 grudnia załoga nie podjęła pracy i na apel Przewodniczącego „Solidarności” podjęła strajk gromadząc się w „nowej łaźni”. Do pierwszej zmiany dołączyła następnie druga i trzecia zmiana.
Komitet strajkowy wysunął następujące żądania:
– natychmiastowe odwołanie stanu wojennego,
– zwolnienie internowanych osób.

We wtorek 15 grudnia do strajkujących dotarła wiadomość od pracownika Przedsiębiorstwa Robót Górniczych pobierającego wypłatę na Kopalni „Jastrzębie”, że miała tam miejsce interwencja ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej) w celu „przywrócenia porządku” (cytat).
Polegało to na szturmowaniu cechowni i przylegających biur, gdzie była zgromadzona załoga tej kopalni. Wiadomość ta dotarła też do Dyrekcji Kopalni „Anna” i Komisarza Wojskowego. Komisarz uważał, że to plotka i podjął decyzję wyjazdu do Kopalni „Jastrzębie” w towarzystwie dwóch przedstawicieli załogi. W wyjeździe wzięli udział:
– Komisarz major Łukasik
– Główny Elektryk Eugeniusz Porwolik
– Sztygar zmianowy Franciszek Koźmicki
Po przyjeździe na kopalnię delegacja udała się do cechowni, gdzie zastała strażaków sprzątających po interwencji ZOMO. Zobaczono wybite szyby, rozbite umeblowanie i sprzęty, zakrwawione ściany. Komendant strażaków zaczął meldować majorowi o zajściu. Major przerwał relację i wraz z komendantem udał się do biura. Pozostała dwójka delegatów dowiedziała się od strażaków o sposobie interwencji ZOMO. Byli brutalni, bili mężczyzn i kobiety.
Strażacy powiedzieli też, że podsłyszeli, iż ta grupa interwencyjna udaje się teraz na kopalnię „Anna”. Powiadomiono o tym Komisarza, który natychmiast przerwał spotkanie i delegacja szybko wróciła do Pszowa. Wracając spotykano na każdym skrzyżowaniu milicjantów trzymających w rękach pistolety. Tylko dzięki obecności w samochodzie majora dojechano bezpiecznie do kopalni.
Sztygar Koźmicki udał się do strajkujących w łaźni, zaś Komisarz z Eugeniuszem Porwolikiem udali się do gabinetu Dyrektora. Dzięki nagłośnieniu, relacja sztygara Koźmickiego przed Komitetem strajkowym była słyszana w łaźni i na placu kopalnianym. Kiedy strajkujący dowiedzieli się, że ZOMO jedzie do Pszowa, podniósł się wrzask i padło hasło: jedziemy na dół.
Pomimo interwencji KZ PZPR (Komitet Zakładowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) aby zablokować szyb do zjazdu strajkujących, Dyrektor Kopalni Leonard Kempny nie wyraził na to zgody z powodu zagrożeń mogących powstać z tego tytułu.
W godzinach popołudniowych samochody z brygadami ZOMO przejechały obok kopalni kierując się w stronę Raciborza.
Strajkujący ulokowali się w wyrobiskach pokładów 705 i 707 w partii rydułtowskiej na poziomie 700 metrów. Ta część kopalni była niedostępna. W pozostałych częściach prowadzono wydobycie. Z każdym dniem liczba strajkujących na dole malała. Metaniarze kontrolujący rejon objęty strajkiem zgłaszali nieprawidłowości wentylacyjne i przeciwpożarowe spowodowane przez strajkujących. Stwarzało to zagrożenie dla zdrowia i życia zarówno dla strajkujących jak i dla reszty kopalni. Na wiadomość o zagrożeniu Dyrektor polecił przeprowadzić rozeznanie przez zespół fachowców.
Dnia 18 grudnia do tego rejonu udali się: Jerzy Lippa, Eugeniusz Porwolik i Zygmunt Krakowczyk.
Po przyjściu do chodnika głównego w pokładzie 705 na poziomie 700 metrów straż strajkujących odcięła nam powrót i doszliśmy do miejsca spotkania. Miejsce to było oflagowane i oświetlone. Na nasze pytanie, kto jest przewodniczącym strajku, otrzymaliśmy odpowiedź, że wszyscy są przewodniczącymi. Wobec tego chcieliśmy porozmawiać ze sztygarem Kazimierzem Górnym o drogach ucieczkowych, systemie przewietrzania, o zabezpieczeniach przeciwpożarowych, zasilania energią elektryczną itp. Zanim doszło do spotkania ze sztygarem Górnym musieliśmy wspólnie ze strajkującymi odśpiewać hymn narodowy – wszystkie zwrotki. Było nam głupio, bo pamiętaliśmy tylko dwie zwrotki, a strajkujący wszystkie. Następnie odmówiliśmy wspólnie dziesiątkę różańca. Modlitwę prowadził Józef Jońca. Po dojściu do nas sztygara Górnego zażądano, aby nie było indywidualnych rozmów, wszyscy obecni muszą słyszeć ich treść. Przedstawiliśmy nasze obawy o bezpieczeństwo ludzi i poinformowaliśmy o odpowiedzialności osób kierujących strajkiem. Przekazaliśmy też propozycję Komisarza, aby delegowali dwóch przedstawicieli strajkujących do rozmów na powierzchnię, którym zapewnione zostanie całkowite bezpieczeństwo powrotu. Strajkujący wyrazili zgodę pod warunkiem, że w tym czasie zjedzie na dół 2 członków kierownictwa kopalni wyznaczonych przez nich imiennie. Wyznaczone osoby nie wyraziły zgody i do rozmów nie doszło. Na żądanie strajkujących oddaliśmy im nasze lampy, a oni odprowadzili nas do miejsc oświetlonych.
Liczba strajkujących nadal malała. W niedzielę 20 grudnia na naradę do Dyrektora i Komisarza dotarł list od księdza proboszcza Stanisława Holony adresowany do strajkujących. Misji dostarczenia listu – z powodu braku chętnych – podjął się Eugeniusz Porwolik. Po przekazaniu listu strajkującym oraz gwarancji o nietykalności po wyjeździe na powierzchnię, postanowiono zakończyć strajk. Po wyjeździe uczestnicy strajku w liczbie około 80 osób zgromadzili się w cechowni przed obrazem św. Barbary.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Stamtąd, po dalszych zapewnieniach o ich bezpieczeństwie, udali się do domów.
Sztygar Kazimierz Górny jako jedyny z przywódców pozostał ze strajkującymi do końca. Po zakończeniu akcji strajkowej skontrolowano stan wyrobisk i urządzeń pod ziemią oraz drogi ucieczkowe, którymi część strajkujących udała się na powierzchnię. W przedziale drabinowym szybu Zawada znaleziono 2 bochenki chleba.
Pomimo zapewnień Komisarza o bezpieczeństwie i nietykalności strajkujących, już w niedzielę i w poniedziałek zatrzymano ich i przewieziono do Komisariatu Milicji w Jedłowniku. Józef Jońca oświadczył Zygmuntowi Krakowczykowi, że został zatrzymany i przewieziony w poniedziałek do Jedłownika, gdzie przebywali już między innymi: Kazimierz Górny, Alfred Brzezinka, Józef Hojka i bracia Hajduczkowie. Zatrzymanych było bardzo dużo. Przewożono ich po 5 osób do Wodzisławia, gdzie byli przesłuchiwani przez wojskowych. Wymierzano grzywny – na przykład Józef Jońca musiał zapłacić  5 350 zł.
Zatrzymani zostali zwolnieni do domów w Wigilię, 24 grudnia, około godziny 16.
W stosunku do Kazimierza Górnego i Jerzego Hajduczka zastosowano areszt tymczasowy. Zatrzymanych sądzono przed Sądem Wojskowym w Gliwicach. Świadkami obrony byli: Dyrektor Kopalni Leonard Kempny i Główny Elektryk Eugeniusz Porwolik. Sądzeni zostali uniewinnieni i zwolnieni do domów. Nadal byli jednak represjonowani, nie otrzymali pracy. Kazimierzowi Górnemu wypowiedziano mieszkanie, co skłoniło go do wyjazdu za granicę.

 

Zygmunt Krakowczyk
Eugeniusz Porwolik
Jerzy Lippa